Problem nowoczesności w kulturze architektonicznej powojennego Gdańska
Jacek Friedrich

Tradycyjny czy nowoczesny? To pytanie przybrało wyraźne znaczenie szczególnie w trakcie odbudowy Gdańska po 1945 roku, a kwestia rekonstrukcji historycznej starówki była tematem spornych dyskusji. Niektórzy architekci i urbaniści dostrzegli wówczas szanse na zrekonstruowanie tej części miasta zgodnie z wizją socjalistyczną, inni natomiast bronili postulatu odtworzenia miasta w oryginalnej formie. Ponieważ zburzanie zabytkowych miast było postrzegane przez Polaków jako umyślny barbarzyński akt niemieckiego okupanta, który próbował zniszczyć narodową tożsamość Polski. Jak wyglądała owa wizja "nowego, ekscytującego i szczęśliwego miasta?" I jak prezentuje się obecny wizerunek miasta?

W roku 1945 Gdańsk był miastem zdruzgotanym przez wojnę, a jego odbudowa stała się oczywistym celem nowych, polskich władz miasta. Odbudowa – ale jaka? Pytanie to stawiano sobie nie tylko w Gdańsku. Padało ono w Rotterdamie, Mińsku, Dreźnie, Coventry, Warszawie, Berlinie i w dziesiątkach innych zniszczonych wojną miast europejskich. W każdym odpowiadano na nie inaczej. Wśród wielu dylematów, przed którymi stawano był i ten: czy powinno się odtwarzać miasto takie, jakim było ono przed wojną, czy raczej należałoby wykorzystać zniszczenia do zaprojektowania organizmu miejskiego, który będzie lepiej odpowiadał nowoczesnym potrzebom.

Dylemat ten ujawniał się ze szczególną mocą w wypadku zniszczonych centrów zabytkowych. Tu pytanie: tradycyjnie, czy nowocześnie? przybierało wyjątkowo jaskrawą postać. W Polsce zburzenie miast zabytkowych uznano za świadomy, barbarzyński akt niemieckiego okupanta, mający na celu podkopanie fundamentu narodowej tożsamości, a mimo to ich odbudowa w formach historycznych nie była od początku przesądzona, stając się przedmiotem szerokiej dyskusji. Towarzyszące jej emocje trafnie uchwycił, już w 1945 r., znakomity historyk sztuki Michał Walicki:

Widma spalonych miast, zgliszcza Warszawy i Gdańska, Poznania i Wrocławia, wywołują nieustępliwą wizję miast nowych, uroczych i szczęśliwych. Sprawa budowy i odbudowy staje się hasłem pasjonującym, łowiącym wszystkich i przez wszystkich zrozumiałym: jej wizja – pozyskuje zabarwienie uczuciowe, nie pozbawione ostrości odczuwania i przeżycia. […] Jest sprawą wspólną nie tylko urbanistom, lecz i każdemu z nas. Ta jej powszechność – jakże zrozumiała i jakże pocieszająca – tłumaczy powstawanie bardzo różnolitych sądów na temat odbudowy.1

Poglądy ujawniane w toku kilkuletniej dyskusji poprzedzającej odbudowę Gdańska bywały istotnie skrajne. Idea rekonstrukcji zabytkowego centrum wedle historycznych wzorców zyskiwała coraz liczniejszych zwolenników, byli jednak i tacy, którzy postulowali odbudowę w formach nowoczesnych.

Henryk Tetzlaff zajmował stanowisko bodaj najbardziej radykalnie „modernistyczne”, który domagał się całkowitego przebudowania centrum w modernistynych formach:

na miejscu dawnego centrum handlowego Gdańska, na miejscu jego krętych, ciasnych uliczek, wybudujemy nowoczesną dzielnicę mieszkalną z szerokimi, pełnymi słońca i powietrza arteriami komunikacyjnymi, z ogrodami i zieleńcami, rozciągającymi się szeroko nad malowniczymi kanałami i wodami dawnego śródmieścia. Stworzymy wówczas wzór nowoczesnego, nadmorskiego miasta z oddzielną dzielnicą handlową i z odrębnym osiedlem mieszkalnym. Spełni się nowoczesny ideał warunków bytu człowieka pracy, zawarty w haśle: «Nie mieszkaj tam, gdzie pracujesz».2

Tę nowoczesną wizję wspiera autor następującym stwierdzeniem: „Tak odbudowane miasto [...] przyniesie nam więcej uznania w oczach świata, niż gdybyśmy mieli dźwignąć z gruzów niewątpliwie romantyczne, niewątpliwie piękne, ale obce, przestarzałe [podkr. J.F.] jego średniowieczne kształty”.3

Ten sposób myślenia o przyszłości Gdańska zdawał się jednak tracić na znaczeniu. Już dwa miesiące po wystąpieniu Tetzlaffa odbył się w Gdańsku ogólnopolski zjazd konserwatorów, z udziałem m.in. Generalnego Konserwatora RP Jana Zachwatowicza, podczas którego wyraźnie opowiedziano się za odbudową śródmieścia w formach historycznych. Dalsze wydarzenia potwierdzają tę tendencję: w październiku 1947 r. konserwator wojewódzki podjął decyzję o objęciu ochroną konserwatorską obszaru Głównego Miasta wraz z Wyspą Spichrzów, a w już grudniu tego samego roku w Sejmie otwarto wystawę, na której zaprezentowano plan zagospodarowania miasta przewidujący powstanie w śródmieściu Gdańska centrum administracyjno-handlowego, przy zachowaniu zabytkowego charakteru historycznych części miasta.

Jednakże punkt widzenia zwolenników rozwiązań nowoczesnych nie pozostał bez echa. W dalszym toku dyskusji, a także w samej realizacji odbudowy historycznego śródmieścia, widać wyraźnie dążenie do swego rodzaju zsyntetyzowania opcji historycznej z postulatami „modernistycznymi”.

Także w konkretniejszych już wytycznych za plan zagospodarowania przestrzennego zabytkowych dzielnic Gdańska, mając stanowić podstawę odbudowy, można odnaleźć wskazówki, które stanowią swego rodzaju syntezę postulatów historycznych i modernizacyjnych – stwierdzono na przykład, że odbudowywane kamienice, pomimo historycznych form zewnętrznych mają mieć „nowoczesne rozplanowanie z zastosowaniem nowoczesnych wygód”4. Szczególnie wyraźnie pryncypia modernistyczne dały znać o sobie w zaleceniu, by pomimo zachowania historycznej siatki ulic zasadniczo rozluźnić zabudowę śródblokową, pozostawiając obszerne przestrzenie na podwórza i zieleńce. Ten sposób myślenia zaowocuje już wkrótce powstaniem niezwykle ciekawej hybrydy historii i nowoczesności, jaką stanie się odbudowane gdańskie Główne Miasto. Prezentację tego fenomenu warto jednak poprzedzić choćby krótką relacją z tego, co działo się w architekturze Gdańska w pierwszych latach po wojnie, a więc wtedy, gdy decyzja o odbudowie śródmieścia w formach historycznych nie była jeszcze przesądzona.

Najważniejsze z powstających wówczas budowli wznoszono w formach nowoczesnych, choć nie radykalnie modernistycznych.

Ten krótki okres dominacji form nowoczesnych zakończył się w roku 1949 r., który w dziejach architektury polskiej oznacza przełom socrealistyczny. W Gdańsku data ta ma jednak podwójne znaczenie. Obok zwrotu ku realizmowi socjalistycznemu (którego wybitną lokalną manifestacją stał się gmach „Czytelnika” autorstwa Wacława Rembiszewskiego), oznacza ona bowiem także początek odbudowy Gdańska w formach historycznych. Oba zjawiska jakkolwiek pod wieloma względami odmienne, mają jednak i cechy wspólne. Jedną z nich jest mniej lub bardziej oczywisty antymodernizm. Jest przy tym jednak rzeczą ciekawą, że ani socrealizm, ani historyczna rekonstrukcja, nie rezygnują z pojęcia nowoczesności, tyle tylko, że dostosowanym do swych własnych celów. O ile jednak w wypadku socrealizmu można mówić o pewnego rodzaju zawłaszczeniu pojęcia «nowoczesność», o tyle w wypadku historycznej rekonstrukcji mamy do czynienia z o wiele bardziej złożonym problemem.

Reprezentanci realizmu socjalistycznego chętnie posługiwali się retoryką nowoczesności, prawdziwą nowoczesność dostrzegając jednak – paradoksalnie – w historyzujących formach architektonicznych. Samo pojęcie choć poddane swoistej redefinicji, wartościowano przy tym dodatnio. Świadczą o tym choćby warunki konkursu na zabudowę zachodniego fragmentu śródmieścia Gdańska, wedle których należało „zaprojektować szereg założeń, które mają być wyrazem nowoczesnego miasta socjalistycznego”5. Na uwagę zasługuje i to, że w redakcji socrealistycznej nie tylko «nowoczesność» ulega przekształceniu, ale i tradycja, która nie jest wartością samoistną, stając się elementem w grze pomiędzy „starym” a „nowym”. Wyraziście dowodzi tego jedna z wypowiedzi na temat omawianego konkursu: „Powstanie nowoczesnego, socjalistycznego centrum jest rzeczywistością, której nie można i nie należy podporządkowywać dawnej dominancie śródmiejskiego masywu”6. Biorąc pod uwagę jednoznacznie socrealistyczny charakter wspominanego tu konkursu należy zauważyć, że powracające pojęcie «nowoczesność», odnosi się wyraźnie do „socjalistycznej treści” – żeby posłużyć się klasyczną formułą socrealistycznej teorii – nie zaś do formy, która miała realizować ideały antymodernistyczne.

Na pierwszy rzut oka antymodernistyczna może się zdawać także sama idea odtwarzania całej historycznej dzielnicy w dawnym kształcie – a z tego rodzaju zjawiskiem mamy pozornie do czynienia w wypadku odbudowy gdańskiego Głównego Miasta. Gdy się jednak przypatrzeć dokładniej sposobowi, w jaki tej odbudowy dokonano okaże się, że zawiera ona w sobie liczne elementy modernistyczne. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że odbudowane Główne Miasto realizuje postulaty nowoczesnej urbanistyki. Już twórca pierwszego planu odbudowy Gdańska Władysław Czerny stwierdził, że Gdańsk zabytkowy jest „pierwowzorem tej struktury społecznej osiedla, której szukamy dla przyszłości; jest w tym względzie o wiele nowocześniejszy od pseudomodernistycznej tandety”7. Za najważniejsze elementy owej urbanistycznej nowoczesności odbudowywanego Głównego Miasta uznać należy następujące: zasadnicze rozluźnienie zabudowy śródblokowej i wprowadzenie do niej zieleni oraz obiektów służących wspólnocie mieszkańców, takich, jak żłobki, czy przedszkola; rezygnacja z zabudowy wąskich ulic poprzecznych, która nie tylko wprowadzała dalsze rozluźnienie zabudowy i lepszą wentylację wnętrz śródblokowych, ale także zapobiegała powstawaniu słabo doświetlonych mieszkań; znaczne skrócenie głębokości zabudowy poszczególnych działek, mające na celu właśnie lepsze doświetlenie mieszkań, wprowadzenie zespołów „kamienic” obsługiwanych wspólną klatką schodową, przez co upodobniały się one do modernistycznych bloków.

Ów silny związek odbudowy Głównego Miasta z modernistyczną teorią architektoniczną, zwłaszcza zaś z nowoczesną urbanistyką, tak oczywisty z perspektywy historycznej, nie był zapewne równie czytelny w czasach, gdy się odbudowa dokonywała. Z pewnością świadomość owych związków mieli sami projektanci, jednakże w przekonaniu większości obserwatorów odbudowy i użytkowników odbudowywanego miasta tradycyjny, historyczny, czy historyzujący idiom dominował tu nad nowoczesnym.

Około 1956 r. zaczęto oswajać się z myślą, że odbudowę zabytkowego miasta należy uznać za zakończoną. Wielce charakterystyczne są w tej mierze wyniki rozpisanej przez „Dziennik Bałtycki” w 1956 r. ankiety „Stary czy nowy Gdańsk?”. W jej podsumowaniu można wyczytać między innymi: „Z większości listów jakie wpłynęły do nas wraz z ankietami wyraźnie wynika, że społeczeństwo przede wszystkim domaga się wygodnych mieszkań, słońca, zieleni, że dalsze rekonstruowanie kamieniczek uważa za marnowanie społecznych pieniędzy […]”8. To, oczywiście, z jednej strony wiązało się z odchodzeniem od realizmu socjalistycznego, którego historyzujący aspekt mógł, pomimo wszelkich różnic, prowadzić do kojarzenia z nim także historycznej rekonstrukcji Głównego Miasta (zwłaszcza gdy się pamiętało o propagandowym wymiarze odbudowy Gdańska), z drugiej zaś wynikało z dokonującym się równolegle przewartościowaniem tradycji modernistycznej. Pierwszym ważnym impulsem zmian była wygłoszona w grudniu 1954 r. przez Nikitę Chruszczowa krytyka dotychczasowej praktyki radzieckiej w zakresie architektury i budownictwa. Chruszczow nie zakwestionował co prawda socrealistycznej doktryny, a jedynie zażądał oszczędności i typizacji, niejako przy okazji występując przeciw „zbędnym ozdóbkom”.

Niezależnie jednak od uwarunkowań radzieckich można tu mówić o wyłomie, który w niedługim czasie doprowadził do oficjalnego zaakceptowania nowoczesności w architekturze polskiej. Pomijając nawet mnożące się już od 1955 roku projekty zrywające z socrealistyczną stylistyką, widomym znakiem owej akceptacji stało się przemówienie Józefa Cyrankiewicza wygłoszone w marcu 1956 roku na Ogólnopolskiej Naradzie Architektów w Warszawie. Przywołane słowa pokazują, że Cyrankiewicz posunął się w krytyce architektury socrealizmu znacznie dalej niż Chruszczow, zakwestionował bowiem nie tylko jej aspekt ekonomiczny, ale ― choć nie bezpośrednio ― i estetyczny. Tak chyba bowiem należy rozumieć wołanie o eksperyment i nowatorstwo, tym bardziej zaś dopuszczenie korzystania z wzorców zachodnich, które wówczas mogły mieć w zasadzie charakter wyłącznie modernistyczny. Być może na tak swobodne postawienie sprawy wpłynęły i osobiste predylekcje Cyrankiewicza, który miał być jednym z niewielu, jak twierdził Bohdan Lisowski, dygnitarzy Polski Ludowej zainteresowanych nowoczesną architekturą. Tak, czy inaczej wypowiedź ta była przejawem rozleglejszej tendencji, o czym świadczą choćby wypowiedziane w tym samym czasie słowa ministra kultury i sztuki Włodzimierza Sokorskiego: „Artyście należy do końca zaufać i to jest najistotniejsze w odbywającym się obecnie okresie przemian”.9

W latach 1955-1956 także na gruncie gdańskim dostrzec można symptomy, wpierw ― krytyki socrealizmu, potem zaś rosnącego zainteresowania architektoniczną nowoczesnością. Świetną ilustrację zachodzącej przemiany stanowić może ówczesna działalność Lecha Kadłubowskiego. Ten czołowy reprezentant socrealizmu opublikował w końcu 1955 roku artykuł, w którym zdecydowanie, choć pod osłoną socrealistycznej frazeologii, opowiada się po stronie modernizmu, czy funkcjonalizmu. Świadczy o tym choćby takie zdanie: „Musimy wprowadzić zupełnie świadomie i z poczuciem odpowiedzialności te trzy słowa ― funkcja, konstrukcja, forma (podkr. oryg.) ― do naszej praktyki codziennej”.10

Kadłubowski nie ogranicza się jednak do deklaracji. Przede wszystkim w 1956 roku projektuje nowoczesny gmach teatru, a dwa lata później, przy tym samym Targu Węglowym pawilon meblowy, o którym prasa pisała, iż będzie to „bardzo nowoczesny obiekt ―»szklany pałac« z widocznymi na zewnątrz, prócz szyb stalowymi okuciami”11. Sposób publicznej prezentacji tego projektu oraz dotycząca jej relacja dobrze ilustrują przemianę, jaka zaszła w ciągu zaledwie trzech-czterech lat.

W takiej atmosferze zrozumiałe staje się to, że z końcem lat pięćdziesiątych odbudowa historycznego Gdańska przestaje ekscytować prasę, a pewnie i samych gdańszczan. Ich wyobraźnię mają teraz rozpalać wieżowce (jeden nawet czternastokondygnacyjny) na Starym Przedmieściu zwanym wówczas często Gdańskiem-Południe, „kolorowe” bloki na przy Kanale Raduni na Osieku, które, wedle jednego z ówczesnych publicystów „można oglądać godzinami”12, nowoczesne, spółdzielcze osiedle, a wreszcie budowa „tysiąclatek”. W tym czasie całą Polskę ogarnęła fascynacja wreszcie dozwoloną nowoczesnością – zjawisko, które w poodwilżowej sztuce polskiej dostrzegł Pierre Restany, pisząc: „Kulturalna izolacja spowodowała ogólną frustrację, od której wszyscy chcieli się jak najszybciej uwolnić: nadrobić opóźnienia (...), należeć do współczesności za wszelką cenę”13. W portowej aglomeracji przełamywanie izolacji, siłą rzeczy odbywało się szczególnie intensywnie. Nie jest z pewnością przypadkiem, że pierwszy w Polsce festiwal jazzowy odbył się w 1956 r. w Sopocie i że w Trójmieście rodziła się polski rock, wówczas zwany big beatem. Modernizacyjny zapał ogarnął także architekturę. W tym okresie, a więc w końcu lat 50-tych i od początku lat 60-tych powstaje znaczna część najlepszej powojennej architektury w Gdańsku i Sopocie.

Modernistyczny kierunek nadany architekturze polskiej w okresie odwilży nie był zasadniczo kwestionowany aż po lata 80-te, pod tym względem dzieje architektury w Gdańsku i Sopocie w dwóch ostatnich dziesięcioleciach PRL-u nie odbiegały od sytuacji w całym kraju. I tu lata 70-te stały głównie pod znakiem osiedli z wielkiej płyty, choć i w tej dekadzie pojawiały się pojedyncze ciekawe budowle.

Lata 80-te, choć w społecznych i politycznych dziejach powojennego Gdańska bardzo ważne, z architektonicznego punktu widzenia stanowiły okres niezbyt ciekawy, co w oczywisty sposób wiązało się z ogólnym kryzysem społeczno-ekonomicznym ówczesnej Polski. Już wówczas zaczęły się jednak pojawiać wyraźne zwiastuny zasadniczej przemiany, jaka dokonać się miała dopiero w następnej dekadzie. W tym czasie zarówno w zakresie praktyki architektonicznej, jak i towarzyszącej jej dyskusji ujawniła się silna tendencja do kwestionowania wartości modernizmu. Projektanci usiłowali prowadzić dialog z dogasającym na Zachodzie historyzującym postmodernizmem, tworząc w efekcie projekty, które można by ujmować w kategoriach swoistego regionalizmu. Bez wątpienia najsilniejszym impulsem pobudzającym tego rodzaju poszukiwania była zakrojona na szeroką skalę tak zwana retrowersja Starego Miasta w sąsiednim Elblągu, której projektantami byli architekci gdańscy. Być może w podjętej na przełomie lat 80-tych i 90-tych próbie dialogu z zachodnim postmodernizmem można by się doszukiwać analogii do modernistycznego boomu w architekturze po 1956 r., a więc widzieć w tym zjawisku jeszcze jedną próbę nadgonienia czasu utraconego wskutek zapaści lat 80-tych. Przy licznych różnicach motywacja psychologiczna być może była tu podobna. Obok poszukiwań tego rodzaju pojawiło się w ostatnich latach także wiele budynków, których ostentacyjny tradycjonalizm wynika jedynie z koniunkturalnych, czy wręcz czysto komercyjnych przesłanek. Szczególnie jaskrawych przykładów tego rodzaju dostarcza zwłaszcza Sopot, w którym postulat nawiązywania do lokalnej architektury z przełomu XIX i XX w. realizowany jest w sposób naiwny (hotel „Rezydent”), czy wręcz karykaturalny (willa „Sobieski”).

W latach 90-tych XX w. i na początku nowego stulecia tendencja antymodernistyczna objawiła się nie tylko w praktyce architektonicznej. W tym czasie pojawiły się liczne wypowiedzi formułowane przez czołowych przedstawicieli życia kulturalnego, w których dziedzictwo architektonicznego modernizmu zostało gwałtownie zakwestionowane. Z pewnością wśród innych przyczyn tego zjawiska ważne miejsce zajęła także bardzo wysoko ceniona w Gdańsku tradycja powojennej odbudowy.

Swoistym przejawem tendencji antymodernistycznej jest także niemal całkowite lekceważenie zabytków architektury dwudziestowiecznej w praktyce konserwatorskiej obu miast.

Pojawiają się jednak również – przynajmniej w Gdańsku – oznaki ponownego zainteresowania problematyką modernizmu: w końcu 2004 r. odbyła się w Politechnice Gdańskiej konferencja poświęcona modernistycznym budowlom publicznym, zagadnienia związane z architekturą nowoczesną w Trójmieście coraz chętniej podejmują w swych pracach studenci historii sztuki gdańskiego uniwersytetu, wreszcie – co bodaj najważniejsze – projekty nowych budowli, także tych w sąsiedztwie architektury zabytkowej, zaczynają ponownie przybierać nowoczesne formy, czego przykładem najbardziej spektakularnym zwycięskie projekty w konkursie na gmach tak zwanego teatru szekspirowskiego.

Zapewne jest jeszcze za wcześnie, by rozstrzygać, w jakim kierunku pójdzie dalszy rozwój architektury w Gdańsku i Sopocie, już teraz można jednak przypuszczać, że problem nowoczesności ponownie zacznie zajmować ważne miejsce zarówno w dyskusji, jak i w architektonicznej praktyce obu miast.

1 M. Walicki, Kiedy po miastach stały ratusze, "Skarpa Warszawska" 1945, nr 1, s. 5-6. Na marginesie tej polemiki trzeba dodać, że ćwierć wieku później Osmańczyk przyznał rację swemu oponentowi pisząc: "Oczywiście, to Walicki miał sto procent racji, nie ja...", E. Osmańczyk, Był rok 1945..., Warszawa 1970, s. 142 (cyt. za: B. Rymaszewski, Klucze ochrony zabytków w Polsce, Warszawa 1992, s.171).

2 H. Tetzlaff, Czy i gdzie Gdańsk powinien być odbudowany?, „Dziennik Bałtycki”, nr 202 z 25 VII 1947, s. 3.

3 Ibid.

4 J. Borowski, Zabytkowy Gdańsk w odbudowie. „Technika Morza i Wybrzeża”, R. III: 1948, nr 11/12, s. 32.

5 S. Lier, Konkurs na projekt urbanistyczno-architektoniczny fragmentu śródmieścia Gdańska, „Architektura”, 1954, nr 7-8.

6 B. Szmidt, Na drodze przemian, „Przegląd Kulturalny”, 1953, nr 51-52, cyt. za: E.Goldzamt, Architektura zespołów śródmiejskich i problemy dziedzictwa, Warszawa 1956, s. 526.

7 W. Czerny, Odbudowa Gdańska, s. 24; inne partie wypowiedzi Czernego mogą sugerować, że słowa na temat „pseudomodernistycznej tandety” odnosiły się do przedwojennej zabudowy Gdyni. SPR.

8 Budujmy miasta dla naszych potrzeb i naszej wygody, „Dziennik Bałtycki”, nr 91 z 17 IV 1956, s.4.

9
XIX Sesja Rady Kultury i Sztuki. Każdy artysta ma prawo własnego widzenia rzeczywistości, „Głos Wybrzeża”, nr 74 z 27 III 1956, s. 1.

10 L. Kadłubowski, W nowych warunkach musimy stworzyć nowe formy architektury. Na pytanie „co dalej?” nie można odpowiedzieć bez pasji twórczej, „Dziennik Bałtycki”, nr 282 z 26 XI 1955, s. 2.

11 (A.P.) Pałac meblowy stanie przy Targu Węglowym, „Głos Wybrzeża”, nr 309 z 27,28 XII 1958, s. 4.

12 S. Ostrowski, Na osi Heweliusza czyli gdański skok w nowoczesność, „Głos Wybrzeża”, nr 306 z 24, 25, 26 XII 1958, s. 3.

13 P. Restany, Notes de voyage, „Cimaise”, styczeń 1961, s.78-80; cyt. za: D. Crowley, Building the World Anew: Design in Stalinist and Post-Stalinist Poland, „Journal of Design History”, vol. 7: 1994, nr 3, s. 187.
temat:
Miasta pełne uroku i miejsca upiorne

artykuły na ten temat:
Nowa Huta. Pomarańcze do oglądania
Dzieciństwo w Nowej Hucie, założonej w 1949 roku na wschód od Krakowa jako miejsce pod budowę kombinatu metalurgicznego, nie jest w zasadzie niczym wyjątkowym, aż do momentu dorastania. Nowa Huta revisited.
projekty na ten temat:
Futuryzm miast przemysłowych – Sto lat Wolfsburga/Nowej Huty
[ wystawa ]
Niechciane dziedzictwo/Moderne Heimat Leipzig
[ Oblicza architektonicznego modernizmu w Gdańsku, Sopocie i Lipsku: wystawa ]
Pułapka na myszy
[ Międzynarodowa konferencja o postawach wobec instytucji we współczesnych praktykach kuratorskich ]
Ewa Partum: Legalność przestrzeni
[ Prace 1965–2005 ]