Pol polity reality
Paweł Goźliński

Telewizja stale dramatyzuje polską scenę polityczną. Emisja taśmy wideo nakręconej ukrytą kamerą, na której zostały utrwalone przetargi polityczne między dwoma posłami, groziła upadkiem rządu. Politycy odkryli duży potencjał polityczny w wyjaśnianiu skandali i chętnie uczestniczą w najróżniejszych komisjach śledczych. Niezwykle popularne stało się głoszenie wizji „naprawy“ państwa oraz porządku społecznego, które są rodzajem ucieczki przed teraźniejszością i prowadzą do kryzysu niezależnego dziennikarstwa. Paweł Goźliński szef działu reportażu „Gazety Wyborczej“ – „Duży Format“ analizuje okiem teatrologa polityczną rzeczywistość i świat mediów w Polsce i szuka odtrutki na to dręczące szaleństwo.

W nocy 27 września telewizja TVN24 pokazała wyglądający na perfekcyjnie zainscenizowany polityczny reality show: obraz z kamery ukrytej w pokoju hotelowym był chwiejny, nieco nieostry, dźwięk niedoskonały, ale i tak bez trudu cała Polska mogła rozpoznać protagonistów. Zdjęcia pokazywały Renatę Beger, posłankę „Samoobrony“, formacji prawicowo-populistycznej, awanturniczego związku rolników. Była bufetowa, producentka pieczarek i kiełbas, znana z kretyńskich pytań zadawanych przesłuchiwanym przed komisją sejmową do zbadania tzw. sprawę Rywina, siedząc obok stojącej na stole palmy, dyskutowała z Adamem Lipińskim.

W czasach dyktatury komunistycznej Lipiński jako działacz opozycyjnego związku zawodowego „Solidarność“ przez lata żył w podziemiu. Po 1989 roku szybko awansował na jednego z najbliższych współpracowników premiera Jarosława i prezydenta Lecha Kaczyńskiego – jak większość polskich polityków o poglądach katolicko-narodowych panowie ci rozpoczęli swe kariery w latach 80-tych w roli opozycyjnych związkowców. Dzisiaj Lipiński pracuje jako sekretarz stanu w kancelarii Jarosława.

Renata Beger popadła w niełaskę szefa swej partii Andrzeja Leppera przez ujawnione oszustwo wyborcze. Jak wszyscy członkowie klubu parlamentarnego Samoobrony zagrożona jest tajemną umową – wekslami, które podpisała w zeszłym roku Lepperowi: w przypadku zmiany opcji politycznej zobowiązana jest do zapłacenia kary w wysokości w przeliczeniu ponad 100 tysięcy euro. „My mamy przecież mnóstwo wolnych stanowisk“ – Adam Lipiński, twórca prawicowego tygodnika „Nowe Państwo“, proponował posłance Samoobrony w nagrodę za wsparcie PiS stanowisko sekretarza stanu, próbując jednocześnie pozyskać w tej rozmowie dalszych chętnych do zmiany klubu parlametarnego. Po zerwaniu koalicji partii rządzącej z Samoobroną Prawo i Sprawiedliwość straciło większość w parlamencie. Gratką dla Renaty Beger byłoby pierwsze miejsce na liście PIS w jej okręgu wyborczym oraz dwa dalsze „wysokie miejsca“ dla „moich ludzi“. Podczas gdy Beger mówi, Lipiński notuje mrucząc co jakiś czas: „Nie tak szybko“ i „Rozumiem... ja to sobie zanotuję.“ Przy „wysokich miejscach“ dopytuje się: „Może w sejmiku wojewódzkim?“ – „Tak“, odpowiada Renata Beger na tę ofertę stanowisk. Ponadto oferuje jej środki finansowe z funduszu sejmu. Lipiński nie liczył się z zainicjowaną przez Beger publikacją tej rozmowy w kanale informacyjnym TV24. Zdaniem jednych była to próba politycznej korupcji, zdaniem innych (z nimi akurat trudno mi się zgodzić) normalne polityczne targi. Dla Lipińskiego, przedstawiającego się jako wspaniałomyślnego negocjatora, był to jasny przypadek sabotażu: „Co znaczy tutaj korupcja polityczna...? Polityka jest w pewnym sensie brudną rzeczą, ale nie rozumiem, po co te nerwy.“

Z całą pewnością była to jednak gigantyczna kompromitacja obozu władzy, który triumfował w wyborach 2005 r. pod hasłami rozbicia patologicznych układów, odnowy moralnej i polityki opartej na wartościach. Dla mnie był to także wielki tryumf zjawiska, które nazywam performizacją polskiej polityki. Obserwuję go od kilku lat jako redaktor największego polskiego dziennika z teatrologicznym backgroundem i nie powiem, żebym był zachwycony. Bo – ak dowiodły „taśmy prawdy“ – zabawy w teatr, wbrew pozorom, nie są błahe i niewinne.

Medialny puls demokracji

Scena polityczna, dramat w koalicji, polityczna farsa, wyborczy spektakl - te teatralne metafory są tak powszechne w papierowych i elektronicznych mediach, że zmieniły się już w nic nie znaczące frazesy. Ale z drugiej strony ten potok teatrów, scen, tragedii i fars w dyskursie polityki i dyskursach ją opisujących może nam też mówić o jakimś rzeczywistym problemie. Spójrzmy na ciężki żywot polityka i dziennikarza w epoce, gdy puls życia w polskiej demokracji wyznaczają media. Wśród nich na wyróżnionym miejscu jest jedyny jak dotąd informacyjny kanał w naszej telewizji, TVN 24. Przy okazji niedawno obchodzonej piątej rocznicy jego powstania w prasie pojawiły się artykuły o tym, jak telewizja wpłynęła na kształt życia politycznego w Polsce. Jak je „udramatyczniła“ zmuszając polityków do swoistych lekcji aktorstwa, jak zretoryzowała ich komunikację ze społeczeństwem, jak „spłaszczyła“ debatę publiczną - bo przecież słowa, które tylko tłumaczą nie niosąc silnego, emocjonalnego przekazu są na scenie polityki jałowe. Wiadomo przecież, że „wypadną“ w telewizyjnym montażu, albo nie przebiją się w strumieniu informacji.

Każdy dzień w TVN 24 to akt politycznego spektaklu ujętego w karby telewizyjnej ramówki. Czas ważnych politycznych deklaracji zsynchronizowany zostaje z czasem telewizyjnych wiadomości – muszą paść w takim czasie, by telewizja zdążyła je wyemitować w paśmie jak najwyższej oglądalności, a polityczna konkurencja nie zdążyła z reakcją na czas. Trzeba być więc w nieustannej gotowości, mieć zasób gotowych fraz i póz na każdą okoliczność. Kluczowym miejscem spotkania zbiorowej świadomości i politycznych projektów stają się polityczne show, w których najlepiej wychodzą utalentowani aktorzy i mistrzowie riposty.

Słowa padające z ekranu mają dziś moc sprawczą: to tyrady przed kamerą są przyczyną wielkich triumfów i spektakularnych upadków ludzi polityki. To za pośrednictwem konferencji prasowych porozumiewają się ze sobą nie tylko rządzący z opozycją ale też członkowie rządzącej koalicji. A teraz swoiste polityczne reality show w wykonaniu Beger i Lipińskiego, ukazujące brudne kulisy uprawiania polityki w Polsce, zatrzęsło nowym układem politycznym w Polsce.

„Rywingate“ i „taśmy prawdy“ a lekcje konformizmu

Posłanka Beger dobrze wie, jaką moc może mieć w polityce reality show. Bo co innego wiedzieć albo się domyślać, a co innego usłyszeć albo zobaczyć na własne oczy. Po wyemitowaniu w telewizji „taśm prawdy“ sama przyznała, że przykład wzięła z redaktora Gazety Wyborczej Adama Michnika, który, używając zwykłego dyktafonu, rozpętał największą aferę w demokratycznej Polsce, tzw. Rywingate.

Zaczęła się ona od propozycji, jaką złożył Adamowi Michnikowi znany na arenie międzynarodowej producent filmowy Lew Rywin w imieniu grupy trzymającej władzę” o do dziś nie ustalonym składzie. Trzeba było niesłychanego tupetu, żeby byłemu liderowi politycznej opozycji, który w imię zasad wiele lat spędził w więzieniu, proponować korzystne rozwiązania prawne dla spółki wydającej jego gazetę za kilkanaście milionów dolarów łapówki. Jednak korupcyjna propozycja Rywina pojawiła się w okresie, gdy postkomunistom wydawało się, że mogą wszystko - także ustalać reguły gry w świecie niezależnych mediów. Przeliczyli się. Michnik nagrał propozycję Rywina, sprawa została ujawniona i był to początek odsłaniania kolejnych afer z ich udziałem, co skończyło się totalną przegraną w kolejnych wyborach parlamentarnych.

To zresztą stały motyw w relacjach polskiej polityki i mediów po 1989 roku: bez względu na to, czy chodzi o używanie mediów jako propagandowej tuby czy narzędzia „wychowania“ (czytaj: ideologicznej indoktrynacji), kolejne ekipy rządzące traktują media mniej lub bardziej otwarcie jako polityczny łup. Mają ku temu wiele możliwości. Publiczna telewizja i radio są tylko z pozoru publiczne. W rzeczywistości władze tych instytucji - w majestacie prawa - są kształtowane według politycznego parytetu. Jeśli dodamy do tego koncesjonowanie rynku telewizyjnego i ochotę na regulowanie stosunków własnościowych na rynku mediów, widać wyraźnie, że niezależność dziennikarstwa w Polsce nie jest wcale wartością bezwzględną, pozostającą poza polityczną grą.

Od komisji do permanentnego śledztwa

Do rozwikłania afery Rywina została powołana pierwsza w historii polskiego parlamentaryzmu specjalna komisja śledcza. I wtedy zaczęło się przedstawienie. Posiedzenia komisji były transmitowane na żywo i stały się jednym z najchętniej oglądanych seriali w dziejach polskiej telewizji. Co bardziej utalentowani lub charakterystyczni jej członkowie stali się niemal z dnia na dzień protagonistami polskiej polityki.

Stało się jednak coś znacznie poważniejszego: oto korupcyjna afera, pojedynczy fakt przecież, patologia, a nie norma życia publicznego, została ukazana jako model funkcjonowania całego życia politycznego w Polsce. Wbrew oczywistym faktom i zapewne też wbrew intencjom części członków komisji, a już na pewno osób, które aferę ujawniały, komisja zaczęła kreować wizję polskiej rzeczywistości, którą rządzi układ sięgający swoimi mackami głęboko w gospodarkę, politykę i media. W ramach tej wizji kluczowe decyzje podejmowane były w imię interesów owego układu, niemal tożsamego z Rzeczpospolitą. III Rzeczpospolitą dodajmy.

Nic więc dziwnego, że równolegle zaczęły zyskiwać na popularności wizje, które pojawiły się w kampanii wyborczej PiS jesienią 2005 roku, totalnej „naprawy“ państwa i reedukacji społeczeństwa, nowego początku, aktu założycielskiego oczyszczonej, IV Rzeczpospolitej, która miałaby się zrodzić na gruzach osądzonego i rozbitego w proch układu. Ta ideologiczna, niezwykle pojemna i atrakcyjna bo wszechwyjaśniająca wizja, stała się programem nowego, zwycięskiego obozu władzy.

Z biegiem czasu politycy zaczęli zastępować dziennikarzy śledczych. Można by uznać, że to powrót normalności: przecież to politycy i przede wszystkim prokuratorzy oraz sędziowie a nie dziennikarze powinni stać na straży praworządności. Mam jednak wrażenie, że u podstaw rozumienia praworządności w IV Rzeczpospolitej nie stoi wizja państwa prawa lecz ideologiczny projekt, swoisty owoc mitologicznego myślenia, w którym najważniejsza jest paranoiczna z gruntu hipoteza o zbrukanych źródłach polskiej niepodległości. O zgubnym kompromisie między komunistycznymi władzami a częścią opozycji, będącym początkiem "układu", który poczynając od 1989 roku spętał kraj.

Wiele lat po strajku robotników Stoczni, będącego znakiem solidarności ze zwolnioną z pracy jako operator suwnicy Anną Walentynowicz, kiedy kandydaci „Solidarności“ wreszcie zwyciężyli w wyborach parlamentarnych, oznaczało to ostateczne zwycięstwo długoletniego ruchu oporu przeciwko władzy komunistycznej. Po raz pierwszy w krajach Układu Warszawskiego pojawiła się możliwość utworzenia rządu pod przewodnictwem niekomunistycznego premiera. Ten znaczący przełom stał się ważnym impulsem dla krajów bloku wschodniego i doprowadził również do pokojowej rewolucji w NRD oraz upadku Muru Berlińskiego w listopadzie tego samego roku. Jednak od stycznia 2005 roku spojrzenie wstecz na pierwsze lata wolności pokazuje zupełnie inną historiografię. Wysiłki mające na celu odpowiednie spojrzenie na okres władzy komunistycznej i pamięć o niej są w Polsce ważnym tematem. Instytutu Pamięci Narodowej, pierwotnie założony w celu przeprowadzenia procesów przeciwko niemieckim przestępcom wojennym, w międzyczasie stał się czymś w rodzaju Urzędu Gaucka. W styczniu 2005 roku Bronisław Wildstein, dawny dziennikarz Rzeczpospolitej, drugiego co do wielkości polskiego dziennika, wprowadził w obieg z Instytutu Pamięci Narodowej listę ponad 240.000 domniemanych współpracowników Służby Bezpieczeństwa. Skandal ten w dalszym ciągu wstrząsa podstawami społeczeństwa polskiego. Polska Służba Bezpieczeństwa była czymś w rodzaju Stasi.

Na skutek tego z biegiem czasu polityka polska zmienia się w permanentne śledztwo. Mogłoby się wydawać, że znuży ono publiczność, bo społeczeństwo spektaklu nie znosi powtórek. Ale jest wręcz przeciwnie: uwielbia ono przywołania tego, co znane, oswojone, proste i zrozumiałe. Misją dziennikarstwa śledczego nie jest już ujawnianie patologii życia publicznego czy gospodarki, lecz utwierdzanie obrazu rzeczywistości, jaki odbiorcy mediów uznali za własny. Gdy kilka lat temu wybuchała afera Rywina, dziennikarstwo śledcze przeżywało wielkie dni. Ujawniane kolejno afery przedstawiały nieznane elementy rzeczywistości, kompromitowały rządzących, zmuszały ich do zmiany standardów uprawiania polityki. Jednak ubocznym skutkiem ujawniania afer - zwłaszcza gdy zabrali się za to politycy - było wzmocnienie paranoicznego sposobu widzenia rzeczywistości społecznej. Mam wrażenie, że dziś paranoja niepodzielnie rządzi masową wyobraźnią. Co w tej sytuacji mają robić dziennikarze? Co z ich śledczą misją? No cóż, misja znalazła się w ewidentnym kryzysie. Nowe afery niewiele już wnosiły do binarnego obrazu rzeczywistości. Jest układ i są „czyści“. Korekcie mogą ulec tylko granice tych dwóch obszarów.

Ucieczka przed teraźniejszością

Najbardziej żywymobszarem działania stała się dziś więc historia. Dostęp dziennikarzy do akt Instytutu Pamięci Narodowej i współpraca z historykami „zaowocowały“ masą publikacji, które - zgodnie z deklaracjami prawicowych głównie publicystów - mają pogłębić obraz najnowszej historii Polski, odmitologizować go, zniuansować. Musimy jednak pamiętać, że ten proces „pogłębiania“ toczy się na scenie sperformizowanej polityki i mediów. A jak mawiał jeden z mistrzów polskiego teatru „na scenie, proszę państwa, to się nie gra na skrzypkach tylko wali w bęben“. Zamiast niuansów historii mamy więc uprawianą przez dziennikarzy brutalną walkę o obraz przeszłości. Dzieje opozycji ukazywane są jako obyczajowe bagienko. Na podstawie budzących wątpliwości akt bezpieki budowane są tezy o „współpracy“ niepodważalnych do tej pory autorytetów; trwa polowanie na „agentów“ bez specjalnego oglądania się na motywy i kontekst „zdrady“.

Mam wrażenie, że ta rewizja historii jest rodzajem ucieczki przed teraźniejszością, która tak naprawdę wymyka się prostym schematom, jest migawkowa, wieloaspektowa i nie chce się dać ogarnąć w żadnej publicystycznej syntezie. A tym bardziej w trzech zdaniach komentarza po telewizyjnym newsie. Skoro więc teraźniejszość dziennikarzom się wymyka, próbują uchwycić się przeszłości. Te rozpaczliwe próby nie pogłębiają jednak jej obrazu i znowu kończą się wepchnięciem przeszłości w upraszczające schematy, często na granicy paranoi.

Wiem, że to ostre zarzuty. Nawet jeśli dotyczą tylko części dziennikarskiego środowiska, nie chciałbym, aby nerwicowe reakcje na teraźniejszość skończyły się zupełnym znerwicowaniem jej obrazu w mediach i poważnym kryzysem zaufania do dziennikarzy i mediów.

Polityczne reality show

Co mogłoby wyrwać dziennikarstwo z tego kryzysu? Gwałtowny powrót do rzeczywistości i teraźniejszości. Wstrząs, afera, która rozbroiłaby paranoiczny obraz polskiej rzeczywistości politycznej, ukazując mechanizmy uprawiania polityki przez nowy, neokonserwatywny układ rządzący. Taki wstrząs przyniósł medialny show pt. „taśmy prawdy“ zrealizowany w jednej z nowszych konwencji świata widowisk: politycznego reality show. Jestem przekonany, że zburzyło ono paranoiczny obraz rzeczywistości lansowany przez rządzącą opcję. Po obejrzeniu telewizyjnej próbki politycznego cynizmu polityków PiS i Samoobrony trudno będzie uwierzyć, że kierują ich działaniem jakiekolwiek - poza zimnym pragmatyzmem - zasady. I że neokonserwatywna krucjata w polskim wykonaniu ma wroga w postaci abstrakcyjnego układu medialnego. Wróg czai się w samych neokonserwatystach, którzy uwierzyli, że w imię realizacji własnych celów politycznych wszystkie środki są nie tylko dozwolone, ale i błogosławione.

Chociaż z drugiej strony to smutne, że protagonistką tego medialnego widowiska jest posłanka populistycznej partii z wyrokiem za fałszowanie podpisów na listach wyborczych, nadająca się raczej na karykaturę niż ikonę polskiej demokracji. Smutne jest też to, że najdoskonalszą formą dziennikarstwa śledczego okazuje się dziś telewizyjne podglądactwo. Obraz, jaki obserwujemy w tym medialnym widowisku jest - wracając do teatralnej metaforyki - gorzką tragifarsą, źle zresztą napisaną, ze źle obsadzonymi aktorami i fatalną reżyserią. Najbardziej tragiczne jest jednak to, że jest on prawdziwy. Chociaż nie ukazuje - Bogu dzięki – całej prawdy. Nikt nie jest przecież na tyle naiwny, by wierzyć, że udział w politycznym reality show był dla Renaty Beger misją. Był zwyczajną autopromocją i szansą na powrót w główny nurt polityki. I jeszcze jednym dowodem na uzależnienie polityków od świata mediów.

Czy w związku z tym trzeba rwać włosy z głowy, biadolić nad upadkiem politycznych obyczajów i przemianą polityki w rodzaj telewizyjnego show? Myślę, że lepiej poszukać odtrutek na to Pol politi reality.

Blog

Pamiętam przypadek, gdy uczestnicy forum z portalu Gazeta.pl sami namierzyli superagresywnego i chamskiego komentatora, zalewającego sieć ksenofobicznymi i antysemickimi pomyjami. Opublikowali jego nazwisko. Okazało się, że to lokalny działacz prawicy. Musiał się gęsto tłumaczyć.

W ten sposób – niemal niepostrzeżenie – tworzy się w internecie nowa jakość: dziennikarstwo obywatelskie. Internetowe gazety umożliwiają budowanie więzi wokół wspólnych celów, rozbrajanie ideologicznych póz i zmuszają polityków do większej skuteczności w rozwiązywaniu konkretnych problemów. Wyraźnym sygnałem potrzeby takiego obywatelskiego dziennikarstwa jest impet, z jakim walczą lokalni urzędnicy. U nas, mimo rozwoju lokalnych pism internetowych, to obywatelskie dziennikarstwo jest wciąż w powijakach. A przecież jest ono konieczną przeciwwagą dla zglajszachtowania polityki i mediów. Dlatego trzymam za nie kciuki.

Paweł Goźliński (ur. 1971), szef działu reportażu Gazety Wyborczej i jej reporterskiego magazynu „Duży Format“, doktor literaturoznawstwa i teatrolog, autor książki „Bóg Aktor. Romantyczny teatr świata“.
temat:
Debata

artykuły na ten temat:
Emancypacja jako barometr społeczny
Artystka Anna Krenz mieszka w Berlinie, historyczka sztuki Iza Kowalczyk w Poznaniu. Obie Polki walczą o feminizm, każda na swój sposób. Przez to nie stają się bardziej lubiane, i to świadomie.
projekty na ten temat:
Ambassadors – program badawczy
[ Pobyty robocze artystów i kuratorów wystaw w kraju sąsiada ]
Radio_Copernicus
[ polsko-niemieckie radio artystów ]
Jagniątków. Move the Mount
[ Interdyscyplinarne laboratorium dla choreografów ]
SFX: Publiczność - Spontane Öffentlichkeiten
[ wystawa ]
baz@rt / Europe Learning - Frankfurt meets Krakow
[ Festiwale teatralne w Krakowie i Frankfurcie nad Menem ]
Mechanizmy zapominania. Polsko-niemiecka konferencja
[ Fenomen zapominania i marginalizowania w sztukach plastycznych ostatnich dwudziestu lat ]
Polska kontra Niemcy
[ Futbolowy talkshow ]
Veronika Blumstein - Moving Exiles
[ Festiwal inwencji i choreografii ]
PDF / RadioSimulator
[ Polnisch-Deutsche Freundschaft ]